Ostatnie 30 lat, to okres błyskawicznego i bezprecedensowego rozwoju Polski. Polacy całymi garściami czerpali pozytywne wzorce z całego globu osiągając najszybsze tempo wzrostu gospodarczego w Europie i jedno z najszybszych na świecie.
Dzięki temu w ciągu życia zaledwie jednego pokolenia Polska dołączyła do wąskiej grupy krajów o wysokim poziomie dochodów diametralnie zmieniając nie tylko poziom, ale także styl życia Polaków.
Oczywiście powyższe nie oznacza, że możemy spocząć na laurach. Koniec historii nie nastąpił i wciąż każdego dnia chcąc czy nie chcąc uczestniczymy w wyścigu po dobrobyt. Otwarcie granic zmusiło Polskich przedsiębiorców do podejmowania każdego dnia nierównej walki z zagraniczną konkurencją. Jak się okazało, często wychodzą z tego starcia zwycięsko.
Nie do poznania zmienił się sektor przemysłowy, rolniczy i usługowy – lecz czy to samo możemy powiedzieć o naszym sektorze publicznym? Oczywiście, wraz z zamożnością kraju wzrosły wydatki sfery budżetowej i rozwój technologiczny jej nie ominął. Jeździmy lepszą komunikacją, nasze szpitale są lepiej wyposażone, a miłośnicy sportu mają dostęp do wielu nowych obiektów sportowych. Przykłady inwestycji można mnożyć. Jednak czy dostrzegamy radykalną różnicę w organizacji sektora publicznego, czy raczej przede wszystkim skutki wydatkowania coraz większych kwot?
Jak wiele zmieniło się w sposobie funkcjonowania polskich szkół i uniwersytetów? Jak przemodelowały się polskie sądy, by przyspieszyć rozpatrywanie spraw? Czy szpitale wdrożyły reformy, dzięki którym pacjenci czekają w coraz to krótszych kolejkach? Czy dynamiczny wzrost informatyzacji i automatyzacji przyczynił się do zmniejszenia liczby biurokracji, a w efekcie zmniejszenia zatrudnienia w administracji?
Polscy przedsiębiorcy nieustannie uczą się biznesu – wdrażają nowe rozwiązania i zmniejszają koszty działalności w celu ograniczaniu marnotrawstwa. Na rynku funkcjonuje wiele źródeł wiedzy na temat zarządzania szczupłego i zwinnego, filozofii Kaizen, metodzie Kanban czy spacerów GEMBA.
Jednocześnie sektor publiczny zdaje się być w ogóle nie zainteresowany nowoczesnymi metodami zarządzania czy optymalizacją procesów. Ma to swoje strukturalne uzasadnienie. Polska transformacja ustrojowa zdaje się dowodzić racji zwolenników wolnego rynku, iż gospodarka rozwija się lepiej, gdy nie jest zarządzana przez państwo, a zyski przedsiębiorców są uzależnione od zadowolenia konsumentów.
Między innymi dlatego, że sektor publiczny nie ma tego bodźca – niezadowoleni z funkcjonowania sądów przedsiębiorcy nie mogą w łatwy sposób skorzystać z usług konkurencji, a pacjenci muszą płacić na NFZ nawet jeśli czekają w kolejce latami, tylko po to, by i tak zapłacić za niezbędne badania prywatnie – nie odczuwa potrzeby nieustannego doskonalenia się i ciągłego ograniczania kosztów.
Sąd Okręgowy w Gdańsku nigdy nie zbankrutuje, a Sędziom nie grozi bezrobocie i brak dochodów. Kolejni Ministrowie chwalą się coraz większymi kwotami wydanymi na ochronę zdrowia, ale zdają się nie analizować, czy daje to realne efekty dla komfortu i zdrowia pacjentów. Nie szczycą się zmniejszaniem wydatków bezsensownych, zdają się wychodzić z założenia, iż kluczem do sukcesu jest ciągłe zwiększanie wydatków. Celowych, czy niecelowych, to dla nich kwestia drugorzędna. Choć być może nie tak radykalna, lecz podobna sytuacja występuje w wielu instytucjach sektora publicznego.
Wraz ze współpracownikami uważamy, iż niewydolny sektor publiczny stanowi jedną z głównych barier dalszego rozwoju Polski. W związku z tak postawioną diagnozą opartą na doświadczeniach zebranych we wszystkich trzech sektorach zakładamy Fundację Rozwoju Przedsiębiorczości „Progres”.