Nadchodzące wybory samorządowe są tymi, w których lokalne działania NGO mają najwięcej do powiedzenia i podczas których ich oddziaływanie oraz wpływ są najsilniej dostrzegane w naszym systemie politycznym. W trakcie samorządowych kampanii wyborczych wybrzmiewa często przekonanie, że dobrym kandydatem lokalnym jest społecznik działający na rzecz swojej małej ojczyzny, znany mieszkańcom, chwalony przez sąsiadów, no i oczywiście nie związany z żadnymi politycznymi układami. Niestety, w obecnych uwarunkowaniach wynikających z systemu wyborczego, tzw. metoda d’hondta. W praktyce utworzenie własnego komitetu wyborczego, który uzyska odpowiednie poparcie, wymaga olbrzymiego nakładu czasu, pieniędzy i angażowania osób, które będą budowały lokalne poparcie i struktury, tak potrzebne do osiągnięcia sukcesu w wyborach samorządowych.
Chcąc zwiększyć wpływ niezależnych środowisk pozarządowych na sprawowanie władzy w naszym kraju, mamy z reguły dwa wyjścia. Odbywa się to mniej więcej w następujący sposób. Inwestujemy mnóstwo czasu, środków w angażowanie ludzi, budowę struktur pod wybory i tworzenie przekazu lub możemy też zabiegać o start z list wyborczych stabilnie wybieralnych partii politycznych które z wielu powodów chętnie przyjmą nas na swoje listy wyborcze. Spotyka się to często z dużą krytyką wyborców którzy chcieliby głosować bez strat moralnych.
Osobiście nie zgadzam się z pretensjonalnym krytykowaniem partii na tle oskarżeń o “kupowanie ludzi”, którzy często niestety są stygmatyzowani jako ci którzy zdradzili swoje ideały. Partie polityczne służą realizacji programu, a żeby realizować program trzeba zdobyć władzę, więc co jest dziwnego w tym, że większość działań i energii skupiona jest właśnie na utrzymaniu władzy jako warunku niezbędnego do realizacji deklarowanych polityk. Wiedząc że partie postępują w ten sposób potencjalni kandydaci społeczni nie powinni się izolować od partii politycznych, ale rozważyć sens takiego postępowania już na pewno.
W społeczeństwie obywatelskim współpraca różnych grup, o często nawet sprzecznych celach, jest koniecznością. Taka jest zasada i podstawa demokracji. Bez kompromisu rządząca większość będzie narzucała mniejszości odrzucane przez nią rozwiązania, co szybko doprowadzi do utraty stabilności państwa. Przejaw takiej sytuacji obserwujemy obecnie na całym świecie. Dlatego, jeśli chcemy zmieniać rzeczywistość na swoim podwórku, musimy przestawić myślenie z unikania polityki na traktowanie jej jako komplementarnej całości, na którą można wywierać wpływ i kształtować ją według potrzeb płynących oddolnie. Mówi się, że kompromis to najgorsze rozwiązanie, bo nikogo nie zadowala w pełni, ale jedyne możliwe dla rozwoju silnego i odpornego na zagrożenia systemu demokratycznego. Dlatego społecznicy, którzy decydują się na start z list partii politycznych, muszą rozważyć czy i w jaki sposób będą mogli dzięki temu mariażowi zrealizować zamierzone cele na rzecz dobra publicznego.
Czy dadzą mi szansę na uzyskanie mandatu? W jakim stopniu będę musiał grać zespołowo, a w jakim będę mógł głosować tylko zgodnie ze sobą? Czy będą próbowali wykorzystać mój naturalny elektorat? Czy to raczej ja i moja społeczność NGO wpłynie bardziej na środowisko partii? Czy nie chcą nas podzielić dla pozbycia się konkurencji? Te i wiele innych pytań utwierdzają nas w przekonaniu, że ciężko zachować niezależność zwłaszcza w starciu z profesjonalnymi politykami, którzy znają się na poszerzaniu sfery wpływu. Jednak jest to możliwe i zależy od kandydata społecznego, którego siła mierzona jest ilością i jakością osób uzyskujących wsparcie oraz pracujących na rzecz organizacji pozarządowych, rozwijanych przez danego kandydata.
Podsumowując: jeśli działacze społeczni i stojący za nimi aktywiści chcą dokonać dużej zmiany prawnej, wpływającej na rozwiązanie problemu oddolnego, jednym ze skutecznych sposobów jest wejście w mariaż polityczny na czas wyborów.
Pamiętać przy tym należy jednak, aby starać się zachować podmiotowość poprzez wzmacnianie swojej działalności społecznej. Innymi słowy, im większej liczbie ludzi pomożemy, tym więcej z nich będzie nas wspierało widząc naszą chęć niesienia zmiany na lepsze, a nie tylko nastawienia na robienie kariery politycznej czy działanie wyłącznie w interesie partii.
Jak wspominałem lista ryzyk współpracy z partiami jest duża. Dlatego nie powinno się oddawać swojej podmiotowości licząc na czysto partnerskie zachowanie. Polityka, również ta samorządowa to często brutalna walka o władzę i należy o tym pamiętać.
Czerwona lampka powinna się nam zaświecić, kiedy społecznicy na takich listach nie mają np. żadnych pierwszych miejsc lub są skazani brać cały ciężar merytoryki i tłumaczenia się z partyjnego balastu wyborcom co daje im wątpliwą możliwość wpływu na wspólne sprawowanie władzy.